Warbell

Sprawy organizacyjne forum.
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Generał-komandor
Posty: 3024
https://www.houzz.com/pro/kuchnie/meble-kuchenne-i-kuchnie-na-wymiar-warszawa
Rejestracja: 2008-08-18, 14:07
Nick w ET: SPIDIvonMARDER
Kontakt:

Warbell

Post autor: SPIDIvonMARDER »

WARBELL
Opowieść z zamku Wolfenstein

Była ciemna noc, kiedy dwaj zziębnięci amerykańscy żołnierze postanowili uciąć sobie rozmowę. Pełnili wartę w kryptach starego opactwa i ogólnie mówiąc, nudziło im się strasznie. To bardzo spokojny odcinek frontu, klasztor został zdobyty praktycznie bez walki jakiś tydzień wcześniej, a obecnie front sporo się przesunął na zachód. Budynki ocalały, jedynie gdzieniegdzie pociski moździerzowe wybiły parę dziur w ścianach czy w dachu.
- Nie mam pojęcia po co nas tutaj trzymają – zaczął jeden zapalając papierosa. Tutaj w kryptach nikt nie nakryłby go na paleniu na służbie
- Indeed... absolutny bezsens. Szkopy wycofały się, a siedzą tutaj dwa plutony! Na co to wszystko? Idąc do wojska chciałem walczyć... jeździć czołgiem, strzelać z karabinu. A teraz czeka mnie jedynie codzienna musztra i kolejki w stołówce.
- Nie przesadzaj, to akurat dobre. Byłem dwa dni na froncie, nie chcę tam wracać. To nic przyjemnego... – zaciągnął się z rozkoszą...
Nagle powietrze przeszył jęk... upiorny i przerażający. Obaj podskoczyli i odbezpieczyli broń. Zaraz potem rozległ się ogłoś kamienia szurającego o kamień.
- Halo? – spytał jeden, gubiąc papierosa – kto tam? Wyjdź z rękoma w górze.. ARRGH!!!
Coś wbiło mu się w ramię. Odskoczył i ponownie krzyknął w bólu. Napastnik rozerwał mu mundur i rozharatał kawał pleców. Żołnierz momentalnie zalał się krwią.
- WHAT A HELL?! JAMES?
- Nic nie widzę, za ciemno jest.
- Ktoś mi wbił bagnet w ramię! Boli jak skurwysyn!
- Tu nikogo nie ma... o mam latarkę! – błysnęło światło. Żołnierz oświetlił wszystkie kąty, wejście do krypty, a potem po kolei trumny. Jedna okazała się otwarta, a pochowane w niej ciało leżało w dziwnej pozycji, jakby zmarły chciał wstać, ale potem padł z rozrzuconymi na wszystkie strony ramionami. Obok na podłodze było pełno lśniącej krwi.
- Chyba zahaczyłeś o tą trumnę... Damn, nieźle krwawisz.
- Zahaczyłem? I to tak ze sobie rozdarłem mundur?! Bullshit!
- Lepiej idź do sanitariusza, ja tutaj zostanę i poczekam na zmiennika.
Ranny zniknął na schodach prowadzących do kościoła. James spokojnie usiadł i jeszcze raz zlustrował pomieszczenie. Miał wrażenie, że te zwłoki były poprzednio zakryte wiekiem trumny...
*
Niecałą godzinę później niemieccy szyfranci otrzymali dziwną depeszę do przekazania dowództwu. Goniec zapukał do pokoju zajmowanego przez Oberfühlera Troffena, odpowiadającego za ten kawałek Alp. Jednostka której służył, to jest 22 Dywizja Paranormalna SS, raczej nie zajmowała się typową frontową walką z nacierającymi Amerykanami.
Mieli inne cele.
- Proszę proszę – zaczął ochrypłym głosem pułkownik i następnie zwrócił się do siedzącego przy stole, dziwnie przybitego dziś Hauptsturmfühlera von Mardera – jest sygnał! Zaraz zaraz... – wyjął z kieszeni okulary i przeczytał kartkę otrzymaną od gońca – „Rejon P5, rozbłysk krzyża”. Wiesz co to oznacza, prawda?
- No pewnie że wiem – odpowiedział powoli von Marder – pan też przecież wie. W opactwie Wardorf nastąpiło wyładowanie magiczne, co widać między innymi przez to, że niektóre przedmioty sakralne rozbłysły.
- Zgadza się! Naszemu obserwatorowi nic nie umknie! To informacja sprzed godziny... co ci jest? Nie cieszysz się? Nareszcie jest okazja na akcję!
- Okazja to była, kiedy Amerykanie nie sprowadzili tam trzydziestu ludzi do pilnowania. Teraz to my możemy im najwyżej okna powybijać.
- Przesadzasz, von Marder. Co to jest trzydziestu rekrutów dla grupy wyszkolonych komandosów z elitarnej dywizji SS?
- Nie obejdzie się bez strat. To mnie martwi. Ponadto...
- Wstępując do tej dywizji ślubuje się oddanie życia dla Trzeciej Rzeszy. Ty chyba to wiesz najlepiej – uśmiechnął się złośliwie. Von Marder stracił już chyba wszystkich bliskich w szeregach tej lub innej dywizji – No daj spokój, wybacz niesmaczny żart. Staram się ciebie jakoś zmobilizować do działania.
- Nie widzę sensu – odparł kwaśno młody kapitan – wystarczy, że pan wyda mi rozkaz, a ja go spełnię. Po co to wszystko?
- Dobrze już dobrze. Za godzinę zrób odprawę, a za pięć czy sześć wyruszycie. Musimy być szybcy, póki oni nie pokapują się czego byli świadkiem i nie sprowadzą jakiegoś jajogłowego.
- Sprowadzą? To oni nie mają tam już bazy archeologicznej?
- Właśnie w tym jest nasza szansa! Oni zupełnie nie wiedzą co to jest za miejsce! Spójrz von Marder... oddaliśmy ten klasztor bez walki, ponieważ wiedzieliśmy, że posiłki nie dotrą na czas. Oni go zajęli i dalej pogonili za frontem. Skoro nie broniliśmy tego, to skąd mają wiedzieć, że to strategicznie istotny punkt?
- No nie wiem... znaleźli dokumenty?
- Nie, wszystkie książki i papiery zostały zamurowane w tajnym pokoju przez Sonderfühlera Grassa. Przy okazji, profesor Grass będzie wam potrzebny do odnalezienia tego pokoju i przeprowadzenia rytuału.
- No to poddaje się... może znają legendę?
- A czy ty znałeś legendę, póki profesor Grass jej nie wyjawił? Nie... a zresztą, co ja ci będę tłumaczył. Nasz obserwator nie zauważył żadnych oznak, by Amerykanie wiedzieli na czym siedzę. Urządzili tam radiostację... to wszystko, stąd garnizon.
- No tak...
- Na tym też oprzesz plan działania. Pewna grupa będzie udawała, że szturmuje ów radiostację, a inna po cichutku przeprowadzi rytuał na tyłach. Myślę, że ośmiu ludzi ci wystarczy.
- OŚMIU! To o wiele za mało! Przeciwko trzydziestu?!
- Wiesz, że każdy żołnierz jest potrzebny przy obronie zamku Wolfenstein.
- Ale ośmiu?! Daj mi chociaż piętnastu!
- Nie mogę... naprawdę mi przykro – załamał ręce – no... dorzucę ci dwie dziewczyny od straży przybocznej Helgi von Below.
Von Marder bez słowa wyjął z kieszeni kartkę papieru i ołówek. Zaczął na niej rysować różne strzałki i symbole, jakieś kreski i kropki. Pułkownik popatrzyła na to zdziwiony. Otworzył usta by o coś spytać, ale zamknął je zrezygnowany.
Von Marder analizował przydatność dziewczyn. Były w sumie porównywalne z innymi żołnierzami... a przecież nie zamierzali rąbać drwa czy nosić amunicji do dział! Poza tymi czynnościami nie ustępowały w niczym od reszty komandosów.
W końcu Kapitan oderwał się od swojego rysunku i powiedział:
- I tak mi brakuje trzech ludzi, by osiągnąć czterdzieści procent szansy na wykonanie misji.
- Aaa... – zająknął się zdumiony Oberfühler – a ile masz teraz?
- Dwadzieścia osiem.
- Wystarczy! – odparł gwałtownie – Rommel nie miał żadnych szans, a zdobył Tobruk! Ty też dasz radę. Lepiej już idź zajmij się swoimi ludźmi.
- Jawohl! – Hauptsturmfühler powstał i zasalutował. Pułkownik poklepał go po ramieniu:
- Kiedy mówię, że dasz rade, to naprawdę w to wierzę. Przecież wiesz, że ja nie rzucam słów na wiatr. Bywaj... zobaczymy się po akcji.
„Mam nadzieję” – pomyślał smutno von Marder schodząc na dół. Natychmiast wyrzucił te myśl z głowy, gdyż potrzebował miejsca na ustalanie taktyki.
*
Godzinę później czekał w sali konferencyjnej, aż przyjdą wszyscy. Spojrzał na zegarek... jeszcze dwie minuty i się wkurzy... minuta...
Wtem otworzyły się drzwi, a do środka wmaszerowało dziewięć osób, a potem dobiegła do nich jeszcze jedna i zamknęła pokój.
„Dziewięciu żołnierzy, w tym dwie dziewczyny i ten profesor, Sonderfühler Grass” – pomyślał von Marder. Gestem poprosił go, by stanął obok, a na resztę huknął:
- Achtung! – wszyscy stanęli na baczność - To jest Sonderfühler Grass. Musimy go ochraniać do samego końca. Teraz przedstawię taktykę... spocznij.
Gdy wszyscy usiedli, pokazał im powieszoną na ścianie tablicę, na której rozpięto mapę. Pokazywała drogę w kształcie litery U, z brzuchem na wschodzie. Na nim był zaznaczony punkt „B”, na górnych końcu litery „A”, a na dolnym „C”. Każdy z punktów to była grupa budynków, w „C” największa”.
- To generalnie prosta sprawa. Do „Anton” podjeżdżamy ciężarówkami i eliminujemy paru wartowników, raczej bez problemów. Potem do „Berty” część idzie tunelami, o tutaj, a druga grupa dalej ciężarówką. Tutaj również nie powinniśmy natrafić na opór. Profesor pokażę nam tajny pokój, w którym została zamurowana księga zaklęć. Księgę trzeba donieść do Komnaty Wezwania w „Cesar”. Tam Profesor odczyta formułę, a my w tym czasie musimy zadzwonić dzwonem. Potem trzeba złożyć w ofierze trzech Amerykańców... i na tym kończy się nasza misja. Tylko trzeba będzie uciec. Startujemy za trzy godziny. Pytania?
Zgłosiła się jedna z dziewczyn. Von Marder spróbował przypomnieć sobie jak miała na imię... Karissa chyba.. a druga Karoline. W tych obcisłych skórzanych mundurach wyglądały wszystkie identycznie.... tylko jedna była wysoka, druga niska.
- Po co my to wszystko robimy? – spytała głębokim altem
- Nie mogę powiedzieć, tylko Obersturmfühler Nacht ma prawo to wiedzieć. Grunt, że od powodzenia zależy los... naszej ojczyzny – ostatnie słowa wymówił z trudem. Czy to na pewno pomoże? Ponoć Sowieci podchodzili już pod Berlin. Breslau się bronił, ale Festung Danzig padła niedawno. Czy jeszcze dadzą radę coś ugrać?
Przez następny kwadrans wyjaśniał detale, na przykład w jakim mają iść szyku i na jakie grupy się podzielą. Kiedy skończyli, von Marder kazał im przygotować się do wymarszu oraz napisać ostatni list do domu. Wszyscy wstali, a on wziął na bok porucznika Obersturmfühlera:
- Nacht, jest problem.
- Jaki?
- Nie wiem, przeciwko komu będziemy walczyli. Ponoć w ostatnim czasie dowodzenie na garnizonem opactwa przejął colonel Vans, ale to niesprawdzone informacje. Wręcz mało prawdopodobne, gdyż dopiero co wróciłby z długiego urlopu... w czasie lądowania pod Arhem został ciężko ranny. Myślę, że możemy spodziewać się tam majora Adi’ego. Abwehra nie może się zdecydować kto tam będzie, sam nie wiem kogo wołałbym. Vans jest spokojniejszy i rozważniejszy, choć momentami przejawia marazm. Adi natomiast dowodzi dynamicznie, ale jego temperament można obrócić przeciwko niemu.
- Będzie co będzie – odparł porucznik – powiedz mi, lepiej co to za rytuał, a którym wspominałeś na odprawie.
- Profesor twierdzi, że opactwo zostało wybudowane na miejscu spoczynku dawnego, germańskiego bożka wojny... który przysiągł, że wesprze tego, kto go uwolni. Reichfühler Himmler nakazał odnaleźć tego demona i przekabacić na naszą stronę. Ponoć nie powinno być z tym problemów, tak twierdzi nasz Sonderfühler.
- No dobra... mniej więcej kapuję. To pójdę już... a czekaj. Nie dziwi cię to?
- Co takiego?
- Wskrzeszenie starego demona... a my mówimy o tym z taką lekkością, jakby chodziło o kropnięcie jakiegoś głąba.
- Wiesz stary... jeśli to porównamy z Einzats „Schwarze Sonne”, to nie robimy niczego wyjątkowego. W ciągu siedmiu lat służby w dywizji paranormalnej naoglądałem się tylu dziwności, że nic już mnie nie rusza.
- Genau... tschuss.
*
Von Marder postawił na końcu zdania symboliczna kropkę, po czymś zamknął rękopis. Na okładce widniał tytuł: „Powrót do Zamku Wolfenstein. Wspomnienia Oficera SS. Tom szósty i ostatni”. Pozostałe pięć zeszytów oraz ten spiął razem paskiem i zapakował w drewniane pudełko. Na zaplombowane wieko przykleił list do prezesa banku, w którym zamierzał to zdeponować. Treść można było streścić do tej postaci:
„Książka (wewnątrz) przechodzi na własność banku po dwóch latach od mojej śmierci”. Chciał dodać jeszcze „lub rok po zakończeniu wojny”, ale stwierdził, że to zbędne.
I tak ta wojna nie potrwa jeszcze dłużej niż kwartał.
*
Alianci nie przeczuwali nadchodzących wydarzeń. Colonel Vans siedział w pokoju wraz z majorem Adi’m i przeglądali pozostawione przez Niemców książki. W większości były to stare pozycje wydrukowane zawiłym gotykiem i nie potrafili ich rozczytać:
- Trzeba będzie do tego jakiegoś jeńca – mruknął posępnie Vans odrzucając kolejny wolumin – bo i za dwieście lat tego nie sprawdzimy. Tyle jeszcze roboty przed nami...
- Ja bym to rzucił i zostawił odpowiednim ludziom, niech oni się martwią – odpowiedział Adi
- Musimy dowiedzieć się czemu ten cholerny krzyż tak świeci! Przecież nie podłączono go do prądu!
- A wysłaliśmy już gońca po jakiegoś mądralę, który to nam powie?
- Tak... ale lepiej wiedzieć zawczasu. Zwłaszcza, że jak wpadną nam tutaj Szwaby...
- Szwaby? – zdziwił się Adi zerkając znad książki – oni okopują się w Berlinie, nie spodziewałbym się ich tutaj.
- Ale wywiad doniósł, że tym miejscem może interesować się dywizja paranormalna SS. Wiesz... te świry od Heinricha I. Podobno ocaleli tacy oficerowie jak Troffen, von Marder czy Nacht. Mogą być groźni.
- Przyjdą to ich rozwalimy, proszę mi zaufać sir.
- Ufam ci, ufam uwierz mi. Ale przeciwnika nie należy lekceważyć. Nawet ty nie powinieneś, pomimo że dotychczas nie przegrałeś żadnej potyczki.
W tej samej rozległ się odgłos silnika lotniczego. Coś nad nimi przeleciało. Nie zwrócili na to uwagi, w końcu samoloty rozpoznawcze krążyły nad Niemcami cały czas. Choć to nieco dziwne, że w środku nocy.
Ale kiedy usłyszeli eksplozję, to już nie mogli tego zignorować.
- Straże są podwojone? – spytał Vans
- Nie...
- Każ podwoić wszystkie, w każdej z trzech stref. To mogło być wszystko... ale lepiej nie kusić licha.
*
- Jeszcze tylko trzy zakręty – powiedział Nacht, jedna ręką trzymając kierownicę, drugą wyciągając z kabury pistolet. Podał go siedzącemu obok Obersharfühlerowi, a ten dokręcił do lufy tłumik.
- Przygotować się! – von Marder przekrzywił ryk silnika. Było ich tutaj dziesięciu oraz profesor – że też ten głąb musiał rozbić się akurat teraz! Zaalarmuje całe Alpy! – dodał cicho.
Zatrzymali się koło niedużego domku, przed szlabanem. Górska droga wiła się tutaj jak wąż i skręcała w lewo, skały zasłaniały dalszy krajobraz.
Do szoferki podszedł lekko zaspany amerykański żołnierz, z karabinem przewieszonym przez plecy. Do budy podszedł drugi chcąc zajrzeć do środka.
- Your docume... – nie dokończył, bo dostał kulkę prosto w czoło. Drugi usłyszał stłumiony strzał i cofnął się zaskoczony, ale z budy wychylił się ktoś i zabił go z innego pistoletu.
Wszystko trwało dwie sekundy.
Wysiedli i podzielili się na trzy grupy. W jednej były obie dziewczyny, one udały się dalej drogą. Jedna z nich, ta niższa, targała ze sobą Mausera snajperskiego z tłumikiem.
Druga grupa weszła do domku i sprawdzali, czy nikogo nie ma. Zawiesili MP40stki na ramionach i zaczęli wyrywać deski z podłogi. Odkryli przejście, w które skoczyli za Nachtem.
Za kierownicą usiadł von Marder i też dokręcił tłumik do swojej Parabelki. Trzech pozostałych esesmanów, czyli szeregowcy Kubat, Frag oraz Karul, a także profesor, z powrotem zapakowali się do ciężarówki i pojechali.
Za zakrętem był następny punkt kontrolny. Wąską dolinę przegradzał dwupiętrowy budynek z szarego kamienia i betonu, ze spadzistym dachem. Von Marder wjechał w szeroką bramę na samym środku.
I czekał...
Zaliczył w życiu niejedną misję, był wiele razy ranny i w sytuacji bez wyjścia.
Ale mimo to teraz serce mu waliło jak oszalałe, a adrenalina rozsądzała żyły. Ścisnął mocniej kolbę Lugera... to zawsze dodawało otuchy. Pozwalała zapomnieć o strachu.
Po prostu czuł pod palcami coś innego jak pot.
- Oh shit... another truck – westchnął ktoś za oknem. Von Marder zerknął i zobaczył żołnierza amerykańskiego, podobnego do tego co zginął przed chwilą.
Oficer wysunął pistolet i go szybko strzelił, nie myśląc za dużo. Nie było na to czasu. Wtedy z ciężarówki wyskoczyła reszta, każdy trzymał w dłoniach po dwa pistolety. Dwaj stojący obok Amerykanie byli zbyt zaskoczeni, by zareagować. Zginęli bez słowa.
W tej samej chwili rozległ się krzyk na górnym piętrze.
- Snajper działa – powiedział cicho Frag, dzierżący Panzerfausta – i chyba też ci, co doszli tunelem.
Istotnie, z drugiej stronie znajdującej się obok dużej klatki schodowej wybiegł przerażony Amerykanin i krzyczał „GERMAAAANS!” Kubat zdjął go celnym strzałem.
- Idziemy tędy! – powiedział von Marder i ruszył w przeciwną stronę, gdzie znajdowała się jeszcze jedna, choć dużo mniejsza klatka schodowa, zbudowana nad przepływającym przez budynek kanałem. Wspiął się na górę, ściskając w dłoniach Lugera. Wołałby MP40, ale tutaj nie mogli jeszcze strzelać bez tłumików i wywołać alarmu.
Ale Amerykanie byli a tyle zaskoczeni, że i tak pistolety wystarczały.
Weszli na najwyższe piętro, gdzie leżały dwa trupy z krwawiącymi dziurami w głowach, dziełami snajpera. Prócz tego piętro było puste, nie licząc małej radiostacji.
- Chyba Nacht nie natrafił już na większy opór... nie słyszę niczego – mruknął Kubat
- PUUUMA! – wydarł się von Marder, co było umówionym hasłem, że budynek jest czysty.
- Puuuuma! – dobiegła go odpowiedź z dołu. Oficer stanął w oknie i podniósł obie ręce, po czym je skrzyżował, by przywołać snajpera i jej obserwatora. Po chwili znowu wszyscy byli razem, a profesor wskazał koło schodów nagą ścianę:
- Tutaj jest zamurowane wejście do tajnej komnaty. Zaprawa jest tylko z wierzchu, zatem wystarczy chyba uderzyć kilka razy kilofem, by to rozwalić. Chcieliśmy to zrobić na boazerię, tak jak zamaskowaliśmy wejście do tunelu, którym wpadliście... ale nie było tylu desek.
- Frag i Karul... jedziecie! – rozkazał von Marder.
Przynieśli z ciężarówki dwa młoty i od razu zaczęli nimi walić w ścianę. Huk był straszny i Von Marder kazał wystawić dookoła warty, na wypadek gdyby usłyszeli go Amerykanie. Na szczęście ściana faktycznie była słaba i już po chwili odsłonili otwór szerokości człowieka. Profesor przecisnął się przez nią i po chwili wrócił dźwigając wielką jak cegła czerwoną księgę. Jej skórzana okładka była w trzech miejscach rozdarta, co przypominało upiorną twarz... dwie dziury i szrama krzywego uśmiechu.
- To księga śmierci... a przynajmniej tak ją nazywamy, by od razu było wiadomo o co chodzi.
- Brzmi jak z taniej powieści... – mruknął Kubat uśmiechając się złośliwie. Profesor zignorował to:
- Musimy ją zanieść na ołtarz, a potem przeczytam kilka zaklęć. Nie mogę ich przerwać, więc będziecie musieli mi zagwarantować bezpieczeństwo.
- Jawohl! – powiedział Nacht i zerknął na kapitana. Ten kiwnął głową pozwalając porucznikowi kontynuować:
- Frag, Kubat, Georg, Kalif, Karul, ja i profesor pójdziemy kolejnym tunelem, by zajść ich od tyłu, przez kryptę przedostać się do kaplicy i robić co trzeba. Herr Hauptsturmfühler z dziewczynami i... jak na ciebie mówią? – spytał się najmłodszego szeregowca, dla którego była to pierwsza akcja i nerwowo przestępował z nogi na nogę
- „Ninja”, Herr Obersturmfühlera. To od nazwiska Ni...
- Dobra. Wy pójdziecie z prawej strony, wzdłuż kanału do tylnego ogrodowego wejścia, by dostać się schodami na wieżę.
- Zu Befehl! – odparli wszyscy i rozeszli się na boki, jedni do kolejnego zamaskowanego tunelu, inni do kanału.
Wyższa z dziewczyn zaczęła narzekać, że jej obcasy będą ślizgały się po kamieniach leżących przy kanale. Von Marder tego nie skomentował, patrząc przez lornetkę na ostatni punkt ich misji.. opactwo. Była to wielka, okrągła kaplica z gotyckimi przyporami i niską wieżą, a także przyklejone do niej jedno dwupiętrowe skrzydło. Oprócz tego wszystko opasał wysoki mur z wieżyczkami strażniczymi, w których widać było kilku wartowników.
- Musimy iść nisko wzdłuż kanału, za tymi domkami po prawej, tak mamy szansę – powiedział – skokowo! Dwie osoby idą, dwie ubezpieczają. Los!
Zajmowało im to sporo czasu, ale skutecznie posuwali się naprzód. Dzięki obserwowaniu wieżyczek dokładnie wiedzieli, kiedy mogą iść, a kiedy przeczekać. Byli tak bardzo skupieni na zadaniu, że nie czuli już strachu ani stresu. To już minęło...
W końcu ostatni z szyku Ninja przykleił się do muru i mogli płasko przy ścianie, ostrożnie stąpając iść dalej. Tutaj była ciasna furtka, a za nią był skalista ściana z jeziorem w dole.
Karissa otworzyła furtkę za pomocą wytrycha i weszła do środka, mając Stena przy oku. Wszyscy jej radzili, by wzięła MP40, ale ona jak zwykle uparła się. Może i Sten się zacinał, ale za to miał tłumik.
Za małym dziedzińcem był podcień, a dalej schody prowadzące do wieży. Po lewej od furtki, sądząc po antenach, znajdowała się radiostacja.
- Alles klar – szepnął Von Marder – to wy dwie zróbcie zamieszanie radiostacji, a my pójdziemy do dzwonu... – w tej samej chwili za budynkiem rozległy się strzały i krzyki. Ninja otarł pot z czoła:
- Chyba mają kłopoty.
- Spieszmy się!
Pobiegli we dwójkę do schodów i wspięli na górę. Po prawej stronie mieli pustą przestrzeń z wodą na samym dole. Starali się tam nie patrzeć...
Schody skręcały w lewo, tak że znaleźli się naprzeciwko miejsca, gdzie kończył się tunel. U jego wyjścia, z tej strony nie zamaskowanego, leżało ciało w czarnym mundurze SS... a obok Panzerfaust. Bliżej miejsca gdzie stali znajdował się mały cmentarzyk i otwarte zejście do krypt.
- Biedny Frag – westchnął Ninja
- Jeszcze tylko kilka metrów... – niedaleko rozległa się eksplozja. Oficer machnął ręką.
Znaleźli na wieży. Von Marder bez czekania skoczył na zwisający z góry sznur...
Rozległo się głośne dzwonienie, ogłuszające ich doszczętnie. Puścił sznur i padł na podłogę, zakrywając uszy. Świat skakał mu przed oczami, a w głowie żelazna kula odbijała się od czaszki.
Nagle coś walnęło.
Coś eksplodowało.
Oślepiło go coś.
Ujrzał tylko błysk, a potem nie wiedział co widzi. Świat zaczął się zmieniać... leciał.
Odbił się od czegoś, krzyknął z bólu.
Potem uderzył w coś ciężko. Wytrzeszczył oczy i chciał się poderwać.
Ale nie mógł... nie czuł ani rąk, ani nóg. Mógł jedynie kręcić głową.
Gorączkowo rozejrzał się. Leżał na ziemi, pod murem kaplicy. Spadł z wieży... Parę metrów dalej, na cmentarzu, ujrzał dwóch Amerykanów... jeden właśnie odrzucał pustą rurę od Panzerfausta, a drugi był oficerem. Kopnął butem coś co wyglądało jak oderwana od ciała głowa w niemieckich hełmie...
- Ninja – szepnął zdezorientwoany von Marder. Ponownie spróbował wstać i wyciągnąć pistolet, ale ciało nie słuchało rozkazów. Pogrążyło się w anarchii.
Oficer podszedł bliżej i pokręcił głową, odzywając się po niemiecku:
- Ty chyba jesteś von Marder... tylko ty mogłeś być na tyle pojebany, by próbować coś tutaj odstawiać. Agnes i Emily zaraz rozwalą wasze urocze dziwki w skórach, a reszta chłopaków przydusiła waszych w kaplicy. Za kwadrans będziemy mieli dużo ciał do pogrzebania...
- You... loss... – wychrypiał Niemiec – Your... bodies...
- Ja ja… idziemy właśnie się wami zająć! Regis, rozwal go! – drugi żołnierz podszedł bliżej i wycelował w von Mardera długą rurę, na końcu której palił się mały płomyczek.

Niemiec pomyślał ostatni raz o książce, które teraz jechała do szwajcarskiego banku.

Buchnął płomień.
*
Esesmanki wpadły z krzykiem do pomieszczenia. Karissa puściła serię na oślep przed siebie.
Nikogo nie było.
- Dziwne.. radiostację zostawili bez opieki? – zdziwiła się Karoline podchodząc do aparatury – idziemy do następnych drzwi?
Nagle rozległy się strzały. Karissa rzuciła się w bok i ukryła za dwiema skrzyniami. Wycelowała w drzwi, w których teraz widniała linia małych, okrągłych otworów. Zerknęła w prawo...
Karoline leżała rozkraczona na podłodze, a w głowie miała krwawiące dziury.
- Nein! – szepnęła Karissa wytrzeszczając oczy, ale w tej samej chwili drzwi otwarły się z hukiem. Instynktownie nacisnęła spust...
Usłyszała tylko zgrzyt.
- SCHEISSE! – krzyknęła i rzuciła Stenem o ziemię. A przestrzeganą ją, że one się zacinają...
Usłyszała dwa kobiece głosy:
- Wychodź ślicznotko z rączkami w górze.
- Tak. Widziałyśmy jak tutaj wchodzicie suki! Wyłaź!
Karissa spojrzała jeszcze raz na zwłoki przyjaciółki. Zagryzła wargę z całej siły, aż strzeliła krew.
Wyciągnęła granat i wykręciła zawleczkę.
Wiedziała, że po jego eksplozji w pomieszczeniu odłamki będą odbijać się od ścian szatkując wszystko.
I wszystkich.
*
- Sir! Te dwie... esesmanki... miały granat. Rzuciły go... i... Agnes i Emily też zginęły. Totalna... sieczka... – wydyszał zmęczony goniec. Vans uderzył się pięścią w udo:
- Fuck! Wolały poświęcić siebie niż... – przypadkowy rykoszet zaświszczał im nad głową. Chwilę poczekali i znowu wyprostowali się.
Niemcy zajęli okrągłą kaplicę i kryli się za kolumnami. Nie można było ich podejść, gdyż kamienie dawały dobrą osłonę i każdy kto tylko spróbował wychylić się, by określić ich pozycje, dostawał kulkę w łeb.
- Sergeant Regis... miał tutaj przyjść z miotaczem ognia – powiedział Vans – wtedy przestaniemy się macać z tymi draniami i ich po prostu spalimy. Co tam się dzieje teraz? - spytał siedzącego obok żołnierza, któremu inny opatrywał głowę:
- Nic... strzelają i tyle. Nie idzie rzucić granatu, bo trzymają w szachu korytarz. Ktoś podejdzie, wyciągnie kartofla i wtedy dostanie... a granat wybuchnie mu w ręce.
- No dobra, ale co tam się dzieje?
- Jakiś dziadek stoi za ołtarzem i czyta księgę... W podłodze zrobiły się trzy dziury, przez które jakiś dym leci.
- Co? Fuck, tu przecież nie ma wulkanów! No ale jest Adi z Regisem...
- Odsuńcie się, droga dla grubej rury – zaśmiał się Adi.
Nagle ziemia zatrzęsła się, a ze ścian strzeliły chmury tynku.
Usłyszeli huk, a potem zgrzyt kruszonych kamieni.
Potem nastała cisza. Nikt nie strzelał, wszyscy milczeli.
Nagle przerwały ją krzyki i jęki... nie ludzi... to nie mogli być ludzie.
*
- Ich brauche... UGH! – jęknął ktoś.
- Co mówisz Karul? – wrzasnął Kubat przekrzykując strzały
- Koniec amunicji! Jeśli zaraz nie zrobi się...
Nagle ziemia zatrzęsła się, a ze ścian strzeliły chmury tynku.
Usłyszeli huk, a potem zgrzyt kruszonych kamieni.
Na środku sali, pomiędzy trzema dziurami z których wydobywał się dym, podłoga zapadła się.
Potem nastała cisza. Nikt nie strzelał, wszyscy milczeli.
Nagle przerwały ją krzyki i jęki... nie ludzi... to nie mogli być ludzie.
Z dziury zaczęły wylatywać dziwne, przeźroczyste istoty, przypominające małe szkielety w kapturach i z kosami w rękach. Nie miały nóg, a ich kolor był zbliżony do szmaragdu. To one tak jęczały. Wszyscy patrzyli... z jednej strony szczęśliwi, więc starali się uśmiechać. W końcu wypełnili zadanie!
Ale również chwytał ich za serce zwykły strach przez nieznanym i groźnym.
W dymie pojawiła się kolejna postać. Wysoki mężczyzna, w nienagannie czarnym i czystym mundurze SS, lecz bez dystynkcji i symboli. Jego twarz była bez wyrazu, a zamiast oczu miał jakby dwie czarne bile.
Stanął przed podtrzymującym się ołtarza profesorem i zasalutował, stukając obcasami.
Wyglądało to niezwykle profesjonalnie. Nieznajomy przemówił ciepłym niskim głosem:
- Nie zwlekajmy... kto z was jest tu wodzem?
- Ja... – odpowiedział nieśmiało Nacht – a raczej Hauptsturmfühler von Marder, ale go tu nie ma. Dołączy potem.
- Rozumiem. Zatem... czas na walkę! Wskazał ręką korytarz, a w tym w kierunku poleciały wszystkie duchy. Po chwili rozległy się krzyki ludzi... przekleństwa, strzały i prośby o pomoc. Do kaplicy wbiegł jakiś Amerykanin. Wywijał rękoma na oślep i obijał o ściany. Przewrócił się na ziemię i krzyczał, jakby się palił. Z ust i oczu płynęła mu krew. Ktoś go zastrzelił z litości.
Krzyki powoli słabły, aż skończyły się. Przerażony Nacht zerknął na nieznajomego oficera, a ten uśmiechnął się. Wskazał korytarz i kiwnął głową zapraszająco.
Nacht nie wiedział co myśleć. To nie była równa walka z przeciwnikiem, starcie intelektów i umiejętności. To była rzeź niewiniątek, coś czego zupełnie się nie spodziewał. Nie czuł strachu czy obrzydzenia... wszak nie z takimi rzeczami miał już do czynienia, ale pewien chaos w duszy, którego nie potrafił uspokoić.
Zwłaszcza po tym, co ujrzeli dalej.
Zwłoki Amerykanów leżały w różnych, skurczonych z bólu pozycjach. Niektórzy zostali zastrzeleni, w ich ciałach widniały okrągłe zakrwawione rany.
Ale inni nie zginęli tak szczęśliwie.
Znaleźli nawet szeregowca, który wbił sobie palce w oczy. Kubat zwymiotował na podłogę, a Georg oparł się o ścianę i schował twarz w dłoniach.
-Co teraz? – spytał drżącym głosem
-Teraz? – odparł stwór, którego wezwali – Moje Koszmary wciąż nie są syte. Chodźmy dalej, to chyba nie są wszyscy wrogowie z jakimi się zmagacie. Walczmy!
„Walczmy? Czymże jest walka” – w myślach zapytał Nacht samego siebie.







By SPIDIvonMARDER
Obrazek
MasterFragus
Starszy kapral
Starszy kapral
Posty: 124
Rejestracja: 2010-05-04, 18:48
Nick w ET: ETPlayer
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: MasterFragus »

Niezłe widać że masz powołanie by pisać i to coś :D .

A'propos czy ktoś już się zainteresował twoją książką ? :-D
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Generał-komandor
Posty: 3024
Rejestracja: 2008-08-18, 14:07
Nick w ET: SPIDIvonMARDER
Kontakt:

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Dzięki.
Niestety nikt.
Obrazek
Karissa15
Szeregowiec
Szeregowiec
Posty: 22
Rejestracja: 2010-06-11, 18:47
Nick w ET: ETPlayer

Warbell

Post autor: Karissa15 »

O kurczaki... Sama siebie zabiłam granatem <hahaha> to jest mistrzowskie :)) zresztą ty wiesz ;DDD
Zamek, katakumby, wioska, wykopaliska, kościół, laboratoria, bazy...
MP40, Thompson, Sten, Mauser, Snooper, Venom, Tesla, Panzerfaust...
Elite Guard, Zombie, Zombie Knight, Super Soldier, Nazi officer, Soldiers...
<ReTuRn To CaStLe WoLfEnStEiN> ^^
Gregory1323
Starszy kapitan
Starszy kapitan
Posty: 806
Rejestracja: 2008-08-19, 16:05

Post autor: Gregory1323 »

To jest genialnie. Uwielbiam tą mapę, każdy opisany szczegół próbowałem dopasować do miejsca na mapie. Bardzo przyjemnie się czytało, nieziemskie ;)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Generał-komandor
Posty: 3024
Rejestracja: 2008-08-18, 14:07
Nick w ET: SPIDIvonMARDER
Kontakt:

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Dziękuję bardzo :)
Obrazek
grzes222

Re: Warbell

Post autor: grzes222 »

a tak myślałem nad historiom tej mapy :) piękne opowiadanie ;p
regis
Szeregowiec
Szeregowiec
Posty: 26
Rejestracja: 2012-05-07, 20:09

Re: Warbell

Post autor: regis »

Jeśli zostanę ministrem edukacji, to obiecuję , że uwzględnię tę powieść przy ustalaniu kanonu lektur :)
Fajnie, poczytać, fajnie zobaczyć swój nick i powspominać stare czasy :)
Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Generał-komandor
Posty: 3024
Rejestracja: 2008-08-18, 14:07
Nick w ET: SPIDIvonMARDER
Kontakt:

Re: Warbell

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Dzięki stary. Miło, że ktoś tutaj zagląda :P
Obrazek
AfrinNO
Plutonowy
Plutonowy
Posty: 204
Rejestracja: 2013-07-11, 14:26
Nick w ET: ETPlayer
Lokalizacja: Grunwald

Re: Warbell

Post autor: AfrinNO »

WoW!! SPIDI ładnie ci to wyszło ! Podziwiam !! Nie wiem czy dałbym rade coś takiego napisać^^
Obrazek

"Serce wali jak dzwon, pompuje krew,
tętno rozsadza ci skroń, prześladuje pech..."
madooeiei
Poborowy
Posty: 12
Rejestracja: 2015-09-23, 09:33
Nick w ET: ETPlayer

Re: Warbell

Post autor: madooeiei »

Awatar użytkownika
SPIDIvonMARDER
Generał-komandor
Posty: 3024
Rejestracja: 2008-08-18, 14:07
Nick w ET: SPIDIvonMARDER
Kontakt:

Re: Warbell

Post autor: SPIDIvonMARDER »

Ha! Ktoś jeszcze zagląda do tych zabytków :) Bardzo mi miło :)
Obrazek
ODPOWIEDZ